Tak... Polska należy do najsuchszych krajów Unii Europejskiej. Wielkość naszych zasobów wodnych jest porównywalna do zapasów Egiptu. Jesteśmy bardziej zagrożeni deficytem wody niż afrykański Czad. Wcześniej ten problem nie był w ogóle zauważany, jednak teraz jest zupełnie inaczej. W Europie Środkowej coraz częściej pojawiają się długie susze i fale upałów; przestajemy sobie radzić z gospodarowaniem wodą. 12 czerwca 2019 roku, w Skierniewicach (woj. Łódzkie) zabrakło wody pitnej w kranach, co nigdy dotąd w Polsce nie miało miejsca. Dlaczego nasze zasoby wodne są tak niewielkie? Czy w przyszłości sytuacja ze Skierniewic może się powtórzyć? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w tym tekście...
Rzeki jak rynny
Na samym początku
spójrzmy na fot. nr 1; przedstawia ono ujęcie rzeki Wisły w stolicy
Beskidu Śląskiego - Wiśle. Krajobraz jest dość monotonny: brzegi rzeki zostały
ogołocone ze wszelkiej roślinności, umocnione betonem i kamieniami, a oddalone
od siebie w równych odstępach sztuczne kaskady wyglądają niemal identycznie
(niewidoczne na zdjęciu). Wszystko wyrównano pod linijkę. Na tym odcinku Wisła
bardziej niż rzekę przypomina kanał, betonową rynnę, czy miejski rynsztok.
Władze
zapewniają mieszkańców, że dokonując regulacji zabezpieczą ich domostwa, a
podtopienia przy długotrwałych deszczach odejdą w niepamięć. Rzeka jednak jest
regulowana z zupełnie innego powodu - lenistwa i braku kreatywności lokalnych
polityków. Wyregulowane cieki działają bardzo podobnie do ulicznego rynsztoku -
bardzo szybko i skutecznie osuszają przyległy do nich teren. Do tego
wytrzymałość betonowych wałów jest na tyle duża, że władze mogą zupełnie
zapomnieć o rzece nawet na kilkadziesiąt lat. Wszystko wygląda w porządku:
rzeką odpływa nadmiar wody, a wały nie wymagają częstych remontów. Całe to
dobrze wyglądające przedsięwzięcie jest jednak naznaczone niekonsekwencjami. Jedną z
nich jest to, że niezależnie czy mamy falę deszczu, czy okres suchy, ciek w obu
przypadkach odprowadza wodę tak samo skutecznie. Jak łatwo z tego wywnioskować
jest to gotowy przepis na lokalną suszę. Kolejną sprzecznością jest to,
że zawsze pozbywamy się wody i nigdzie jej nie magazynujemy. Mamy co prawda
kilka dużych zbiorników retencyjnych, lecz one nawadniają nasze gleby jedynie w
znikomym stopniu, ponieważ większość zawartości kierują do naszych kranów.
Wzdłuż rzeki nieuregulowanej tworzą się naturalne rozlewiska i tereny podmokłe
okresowo zalewane. Takie nadbrzeżne bagna i podmokłe łąki to potężne magazyny
wody, działające jak gąbka - podczas okresów deszczowych chłoną wilgoć, a gdy
przychodzi susza ją oddają. Było to niesamowicie korzystne dla rolników, którzy
podczas suchych miesięcy nie musieli sztucznie nawadniać swoich upraw. W
sytuacji gdy rzeka jest wyregulowana, jej nurt wzrasta i się rozpędza. Woda z
całej Polski gna do Bałtyku, przez co wały mające pewną wytrzymałość pękają, a
miliony ton cennej substancji rozlewa się po okolicznych terenach, robiąc
potężne szkody. Następną sprzecznością jest wycinanie drzew rosnących na
brzegach rzek. Zieleń umacnia swoimi korzeniami wały, oraz zatrzymuje wilgoć,
dzięki czemu efekt osuszania terenu zostaje znacząco złagodzony.
zdjęcie nr 1, fot. autor |
Niesprzyjający klimat
Przedstawiłem tu zaledwie ułamek wszystkich niekonsekwencji
związanych z tym przestarzałym systemem gospodarowania rzekami (nie jest on
wcale współczesny; jego początki sięgają początku XX wieku). Opisałem zaledwie
niewielki fragment Wisły u jej źródeł, a przecież mamy w Polsce o wiele więcej
uregulowanych rzek i strumieni. Kolejnym czynnikiem, który sprawia, że
betonowanie rzek nie sprawdza się, jest nasz klimat. Jesteśmy położeni między
oceanem Atlantyckim i gigantycznym kontynentem azjatyckim (bliskość dużych
zbiorników wodnych wiąże się ze wzrostem opadów, a oddalenie od nich ich
zmniejszeniem). Klimat Europy Zachodniej jest wilgotniejszy od polskiego, a
opady są rozłożone dość równomiernie. W Polsce sprawa wygląda nieco inaczej; z
powody położenia między dwoma typami klimatu (wilgotniejszym i suchszym)
występują u nas (czasem bardzo wysokie) wahania wielkości opadów (regulacja
rzek nie sprawdza się w okresach suchych). Mamy również sytuację odwrotną niż w
zachodniej części Europy - nasze opady nie są rozłożone równomiernie. Najwyższe
występują w górach i na wyżynach (w Katowicach notuje się ok. 700 mm rocznie, a w
Zakopanem nawet ok. 2000 mm ),
natomiast najniższe na Nizinie Wielkopolskiej i Mazowieckiej (nawet poniżej 450 mm rocznie). W naszym
środowisku stare systemy hydrotechniczne nie pozwalają skutecznie zatrzymywać
wilgoci w glebie (duże zbiorniki retencyjne magazynują wodę, ale nawilżają
grunt tylko w znikomym stopniu, gdyż większość ich zawartości trafia do naszych
kranów). Dodatkowo do naszych nie harmonijnie rozłożonych opadów swoje trzy
grosze dorzucają zmiany klimatu (coraz częstsze susze i upały, ale również i
powodzie, oraz ulewy), o których piszę nieco szerzej w innym moim tekście.
Kanały i rowy przydrożne
Nie tylko duże rzeki wpływają na wielkość zasobów wodnych
Polski. Każdy kanał i rów przydrożny ma znaczący wpływ na wielkość zasobów
wody. Owszem, jeden przekop może wpłynąć na nawilżenie terenu jedynie w
lokalnym zakresie, jednak jest jeden szkopuł - występują one niemal wszędzie.
Wzdłuż praktycznie każdej drogi ciągnie się jeden, lub nawet dwa rowy przydrożne,
a sztuczne kanały przecinają obecnie niemal każde miasto. To one odprowadzają
wodę z pól i lasów do rzek. Ponieważ występują prawie w każdym miejscu, mają
potężny wpływ na zawartość wody w glebie, ale mimo tak wielkiej wagi (na tej
samej zasadzie co wcześniej przez mnie wspomniana sprawa rzek) temat ten ląduje
na marginesie. Zadam Wam teraz kluczowe pytanie: czy widzieliście kiedyś
jakikolwiek, polski rów przydrożny, który byłby poprzegradzany niskim systemem
zastawek? Czy widzieliście kiedykolwiek śródpolny kanał poprzegradzany bramkami
wodnymi? Z pewnością większość z Was udzieliłoby przeczącej odpowiedzi na to
pytanie. Właśnie to jest jeden z fundamentalnych bolączek polskiej gospodarki
wodnej. Każdy rów, lub kanał działa dokładnie tak samo jak uregulowana rzeka -
w szybki i skuteczny sposób osusza swoją okolicę, niezależnie od tego czy mamy
suszę, czy też dwutygodniową ulewę. Tak więc w suchy czas sto niepozornych
dołów, może niemal całkowicie osuszyć sto wielkich pól uprawnych. Jak sobie radzą
z tym faktem kraje zachodnie? - instalują systemy zastawek na największych
przekopach. Jak to działa? Podczas ulew bramki są unoszone do góry, by woda
mogła swobodnie spłynąć w dół, natomiast podczas susz odwrotnie - są opuszczane
w dół, zatrzymując w ten sposób wodę. Jest to sposób niesamowicie skuteczny,
jednak ma jeden potężny minus - by go zrealizować trzeba dysponować potężną
kwotą pieniędzy, które samorządowcy niechętnie wydają na tego typu projekty.
Kosiarkowy szał
Już od jakiegoś czasu panuje w Polsce moda na koszenie
trawników pod linijkę - jak na boisku piłkarskim lub polu golfowym. W ostatnich
latach trend przekształcił się w swego rodzaju obłęd. Niemal w każdym polskim
ogrodzie trawa jest regularnie przycinana, tak że nawet najmniejsza stokrotka
nie ma szansy tam wyrosnąć. Kosimy wszędzie - nawet nieużytki, parki i pobocza
autostrad. Jak ma się to jednak do naszych zapasów wody? Gdy skosimy trawnik i
nagle nadejdzie fala upałów, zieleń zanim zdąży trochę podrosnąć od razu
zostanie spalona pod słońce. Wtedy już nie izoluje właściwie w żaden sposób
gleby, od padającego z nieba żaru, więc ziemia zaczyna się nagrzewać. Wraz z
podwyższeniem temperatury ziemi wzrasta parowanie wody w niej zawartej (dzieje
się właściwie to samo co w przypadku rowów przydrożnych, tyle, że tu woda
"uchodzi" do atmosfery). Dla zobrazowania umieszczam pod spodem
zdjęcie nr 2, przedstawiające skoszony trawnik dosłownie "spalony"
przez słońce, oraz nr 3, przedstawiające suchy grunt odsłonięty po intensywnym
koszeniu .
zdjęcie nr 2, fot. Sylwia Fort |
zdjęcie nr 3, fot. Sylwia Fort |
Co możemy zrobić?
Jak możemy
zapobiegać "uciekaniu" wody z Polski? Na pewno warto skończyć z
koszeniem trawy w okresy suche, lub upalne (to nic nie kosztuje, kosiarka może
postać w garażu, a Wy nie musicie nic robić - reszta roboty należy do trawnika
:) ). Jeżeli posiadacie dzikie łąki, w żadnym wypadku ich nie koście - to
potężny magazyn wody i dom dla setek gatunków roślin, owadów, płazów, owadów i
ptaków. Kolejną rzeczą, którą możecie zrobić, to posadzenie drzew w swoim ogrodzie, jeśli ich tam jeszcze nie ma (najlepiej
środkowoeuropejskie gatunki). A co mogą zrobić osoby mieszkające w miastach i
nie posiadające ani skrawka ziemi? Walczcie o każdy fragment zieleni w Waszym
mieście. Jeżeli widzicie, że w jakimś miejscu wyrasta piękna, naturalna łąką i
obawiacie się, że może zostać wycięta, sporządźcie petycję do Zieleni Miejskiej
i pozbierajcie podpisy, lub sporządźcie pismo. Możecie również wspierać różne
projekty mające na celu powiększenie miejskiej zieleni (możecie także głosować
za różnymi projektami, podczas tzw. Budżetu Obywatelskiego w swoim mieście).
Warto również oszczędzać wodę w okresie letnich susz i upałów. Zachęcam Was
również do picia wody prosto z kranu - jest ona bardzo często równie dobrej
jakości jak ta, którą kupujemy w sklepie.
bardzo ważna wskazówka
OdpowiedzUsuń